Wszystkie moje dobre, niezbyt dobre i nieco lepsze zdjęcia, powstałe na długiej drodze do opanowania skomplikowanej sztuki jaką jest fotografia cyfrowa. W bonusie dostajecie sporadyczne przemyślenia, wynurzenia, a od wielkiego dzwonu - nawet recenzje. Wszystkie prezentowane poglądy, zdjęcia i złośliwości należą do mnie. ;)
Monday, 22 December 2014
Santa Claus is coming to town...
Święta coraz bliżej, w sklepach tłumy wyznające zasadę podchoinkowego zakupoholizmu, a zakłady energetyczne świętują najwyższe w całym roku rachunki za prąd. A wszystko dzięki wszechobecnym bożonarodzeniowym iluminacjom. Dla wszystkich miłośników choinkowych światełek w dużych ilościach totalnym warszawskim "must have'em" jest Ogród Światła w ogrodach Pałacu Wilanowskiego.
Sunday, 21 December 2014
Tuesday, 9 December 2014
Sunday, 7 December 2014
Mikołajki dla grzecznych i niegrzecznych dzieci
W tym roku Mikołajki witałam zarówno w wersji przyjaznej dzieciom, jak i w tej przemawiającej raczej do osób dorosłych. Nie wystawiłam butów po prezenty, nie odwiedził mnie ani Mikołaj we własnej osobie, ani jego (znane z belgijskiej tradycji) wierne Murzynki, ale zabawy i tak było co niemiara.
Zaczęliśmy od świętowania w wersji dla dorosłych:
Zaczęliśmy od świętowania w wersji dla dorosłych:
Tuesday, 18 November 2014
(NIE)LOKOWANIE PRODUKTU
Jedzenia czepiać się nie będę, całkiem smaczne i apetycznie wyglądające. Nawet jeśli na rogalach wcześniej chyba ktoś usiadł, a cenę tłumaczył by tylko fakt, że ciasto ugniatane było udami niewidomych, tybetańskich dziewic. OK, jestem pewna, że jakbym poszukała znalazłabym drożej. Załóżmy nawet, że jakość jedzenia jest wstanie obronić jego cenę. Jednej rzeczy jednak zwykła buła nie zdoła...
Nie obroni nieludzkiego syfu panującego w tym miejscu!
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że jestem ostatnią osobą, którą można by nazwać pedantem, ale na miłość boską...
Po pierwsze, ktoś wpadł na genialny pomysł odziania obsługi w biel. Sam
w sobie pomysł nie jest zły, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Kojarzy się z
czystością? ZGODA. Kojarzy się z piekarnią? ZGODA. Jest magicznym
kolorem? NO NIEKONIECZNIE! Nie wystarczy, że na biało, wskazane by
jeszcze było, aby ten biały nie wyglądał jakby ktoś nim szorował bruk
przed restauracją. A może tylko mnie to nieco przeszkadza?
Po drugie. Wydaje wam się, że uniformy przerażają? To tylko wierzchołek góry lodowej. Sterty brudnych naczyń leżące na ladzie, stare rachunki, nowe dania - szczerze mówiąc to bałam się tej lady dotknąć w obawie zarażenia... czymś. Nowa mutacja grypy? Grypa bułowa? (Gdyby kiedyś wybuchła taka epidemia, to pamiętajcie nazwa jest znakiem zastrzeżonym :))
Po trzecie. Pootwierane słoiki z dodatkami (dżemy, czekolady i inne takie) z wetkniętą w nie łyżeczką stoją na taborecie... pod blatem z leżącymi menu... na wysokości kolan Pana, który to menu podaje... przy samym wejściu. Bleh! W domu bym gościom nie podała czegoś, co nie wiadomo ile leżało otwarte, a tu jeszcze każą mi płacić.
Czytałam ostatnio artykuł dot. m.in. Charlotte. Artykuł próbował udowodnić, że modne nowe miejsca w Warszawie to nie "przybytki rozpusty", ale miejsca aktywności kulturalnej. No, cóż... W to pierwsze nie wątpię - w takim syfie nawet Don Juanowi odejdzie ochota, to drugie... Najwidoczniej dzisiejsza kultura rodzi się w brudzie.
KIEPSKO CHARLOTTE, KIEPSKO!
Po drugie. Wydaje wam się, że uniformy przerażają? To tylko wierzchołek góry lodowej. Sterty brudnych naczyń leżące na ladzie, stare rachunki, nowe dania - szczerze mówiąc to bałam się tej lady dotknąć w obawie zarażenia... czymś. Nowa mutacja grypy? Grypa bułowa? (Gdyby kiedyś wybuchła taka epidemia, to pamiętajcie nazwa jest znakiem zastrzeżonym :))
Po trzecie. Pootwierane słoiki z dodatkami (dżemy, czekolady i inne takie) z wetkniętą w nie łyżeczką stoją na taborecie... pod blatem z leżącymi menu... na wysokości kolan Pana, który to menu podaje... przy samym wejściu. Bleh! W domu bym gościom nie podała czegoś, co nie wiadomo ile leżało otwarte, a tu jeszcze każą mi płacić.
Czytałam ostatnio artykuł dot. m.in. Charlotte. Artykuł próbował udowodnić, że modne nowe miejsca w Warszawie to nie "przybytki rozpusty", ale miejsca aktywności kulturalnej. No, cóż... W to pierwsze nie wątpię - w takim syfie nawet Don Juanowi odejdzie ochota, to drugie... Najwidoczniej dzisiejsza kultura rodzi się w brudzie.
KIEPSKO CHARLOTTE, KIEPSKO!
Sunday, 17 August 2014
Sunday, 15 June 2014
Wednesday, 11 June 2014
Sunday, 25 May 2014
Saturday, 24 May 2014
Sunday, 18 May 2014
Noc Muzeów: Filtry Warszawskie
Blog wystartował w zeszłym roku, a inspiracją była właśnie Warszawska Noc Muzeów w Fabryce Wedla. Wydaje się więc właściwym, aby tegoroczna WNM również się tu znalazła. Tym razem zwiedzaliśmy Warszawskie Filtry im. Lindleya. Ponieważ głównym moim celem było zrobienie ciekawych zdjęć, a nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie skopała, to... zapomniałam baterii do aparatu. W efekcie musiałam wrócić się do domu, ech... Na szczęście moi wierni towarzysze zgodzili się zająć kolejkę. Chwała wam za to!!
Saturday, 12 April 2014
Zielona Góra
W końcu edukacja przynosi owoce i mogę jeździć po Polsce, robić zdjęcia i zwiedzać, a wszystko pod pozorem rozwoju intelektualnego:D A tak na serio to ostatnio zawitałam do Zielonej Góry na konferencję. Roboty było sporo, ale i tak udało mi się pokręcić po mieście.
Wednesday, 5 February 2014
Real Life Interlude
Dzisiejsza wizyta u lekarza:
Doktor zapowiada, że musi osłuchać mi płuca. Koszula pod brodę, stetoskop do pleców i jedziem.
- Proszę oddychać. Wdech. Wydech.
Oddycham. Ja oddycham, on słucha. Ja oddycham, on słucha.
Mijają dwie minuty. Trzy.
Ja nadal oddycham, on nadal słucha.
Cztery.
Co jest? Płuc znaleźć nie może? Może coś się poważnego dzieje?
Oddycham. Pięć. On słucha. Powoli zaczynam panikować.
W końcu...
- Może się pani ubrać.
Odwracam się, a lekarz z rozbrajającym uśmiechem:
- Czytałem, co ma pani wytatuowane na plecach.
LOL!! I ja tu nie kochać lekarzy :D
Doktor zapowiada, że musi osłuchać mi płuca. Koszula pod brodę, stetoskop do pleców i jedziem.
- Proszę oddychać. Wdech. Wydech.
Oddycham. Ja oddycham, on słucha. Ja oddycham, on słucha.
Mijają dwie minuty. Trzy.
Ja nadal oddycham, on nadal słucha.
Cztery.
Co jest? Płuc znaleźć nie może? Może coś się poważnego dzieje?
Oddycham. Pięć. On słucha. Powoli zaczynam panikować.
W końcu...
- Może się pani ubrać.
Odwracam się, a lekarz z rozbrajającym uśmiechem:
- Czytałem, co ma pani wytatuowane na plecach.
LOL!! I ja tu nie kochać lekarzy :D
Subscribe to:
Posts (Atom)