Zabawa zaczyna się już na lotnisku.
Najpierw bieg z przeszkodami przez kontrolę celną (niezależnie od tego jak się ubiorę, to i tak Pan Celnik każe mi zdjąć wszystko, aż niczym chłop pańszczyźniany w prostej tunice i bez butów przemykam się przez bramkę. Serio?!), potem zabawa w "Kto-stanie-najbliżej-stewardesy-bez-wejścia-jej-na-barana" (nic tak nie poprawia jakości pracy jak circa 100 osób dyszący ci w kark) i już niemal widać metę na horyzoncie. Jeszcze tylko upewnijmy się, że pracownicy linii lotniczych głupsi są od butów, które noszą...
- "Czy widać mi tą torbę spod swetra? Zauważą!?"
- "Ależ skąd! Co trzecia osoba spotkana na ulicy ma kwadratowe narośle na plecach! Poza tym przecież obsługa lotniska dobierana jest odpowiednio: IQ pozwalające zaledwie na samodzielne przełykanie śliny i wada wzroku porównywalna z kretem na LSD. Nie ma się czym przejmować..."
Już ostatnia prosta... Bieg do samolotu, bo zabiorą nam najlepsze miejsca/odlecą bez nas/mierzą nam czas? (*niepotrzebne skreślić), przekonanie stewarda, że słuchawki, które mamy na uszach nie są podłączone do żadnego urządzenia elektronicznego - przecież wszystkie są wyłączone na czas startu - i... lecimy!
Jesteśmy w powietrzu, można już rozpocząć wędrówki do samolotowej toalety, kupować wodę za 20 zł, a za 2,5h... Witamy w Londynie!!
Dla ułatwienia życia wszystkim imigrantom (których w Londynie jest więcej niż "swoich") Brytyjczycy porzucili plebejski koncept umieszczania nominałów na monetach, zastępując je strategicznie umieszczonymi napisami, których za nic nie można odnaleźć, gdy człowiekowi się śpieszy. Dzięki temu, za każdym razem, gdy miałam odnaleźć właściwe monety czułam się jak człowiek pierwotny sortujący bele perkalu i sznury paciorków. Sądząc z min sprzedawców, tak też się mniej więcej musiałam prezentować...
PS. Odnalazłam Raj Utracony i Św. Graal w jednym - batonik w płynie!!
No comments:
Post a Comment